Powyżej okładka wersji winylowej (clear blue green)
15th anniversary remastered
Meshuggah to jeden z najważniejszych i najbardziej odkrywczych zespołów metalowych, jakie kiedykolwiek istniały - napisano niedawno w prestiżowym magazynie Rolling Stone i w tym momencie można by praktycznie zakończyć ten tekst - zespół przez wszystkie lata swojego istnienia wyrobił sobie niepodważalną markę, którą zna chyba każdy fan ciężkich brzmień. Ekstremiści dźwięku jak nazywają ich niektórzy zgotowali nam kolejną ucztę o kalibrze ognistego walca prowadzonego przez samego szatana - ich eksperymentalny i awangardowy styl osiągnął na Obzen apogeum: masywne riffy, połamane polirytmiczne brzmienie perkusji i agresywny growl tworzą niesamowitą mieszankę death metalu, mathcorea, progresji i rasowego, brudnego Thrashu. Ich najnowsze dzieło można opisać jednym zdaniem: spodziewajcie się niespodziewanego. Powolne, monolityczne brzmienie będące symfonicznym zapisem zastygania lawy splatają się z masakrą szybszą od amerykańskich F16, która kopie po tyłku aż miło - nawet nie próbujcie grać tych kompozycji w domu, bo po jednym spotkaniu z gitarą stracicie linie papilarne i zapas łez, który miał wystarczyć na następne 10 lat. Obzen to od dnia premiery tej płyty synonim absolutu: jest tu wszystko oprócz rozczarowania, ta płyta po prostu poszatkuje mózgi słuchaczy na kawałki, a z bębenków słuchowych nie będzie nawet co zbierać - MESHUGGAH po raz kolejny nagrali absolutne arcydzieło, najlepszą techniczną zagładę, jakiej mieliśmy przyjemność słuchać i dokonali niemożliwego: znowu podnieśli poprzeczkę o wysokość wieży Eiffla i nie ma żadnych wątpliwości, że przy następnej sesji nagraniowej podwyższą ją znowu.
Winyl: limitowane tłoczenie na ciężkich, 180 gramowych winylach w kolorze szarym.