Rok 1983 dla jazzowej publiczności Środkowej Europy upłynął pod znakiem oczekiwania na koncert tego jedynego muzyka, o którym powszechnie mówi się, jako o najważniejszym z muzyków jazowych wszech czasów – Milesa Davisa.
Miało to miejsce podczas jubileuszowego 25 festiwalu Jazz Jamboree.
Tak rozpoczyna swoją relację Tomasz Szachowski-dziennikarz Jazz Forum, jedynego wówczas jazzowego pisma w tej części Europy:
[. . .] Po upływie trzech kwadransów, jakie potrzebowali akustycy ekipy Milesa Davisa na ostatnie przygotowania, publiczność ponownie wchodzi na salę. W przeciągu kilku minut zapełniają się wszystkie wolne miejsca, siedzące, stojące, wiszące, jest nas ponad 4 tysiące.
Wchodzą, Miles lekko kulejący w ciemnych okularach, w czarnym kapeluszu, czerwonej skórzanej kurtce z frędzlami, czarnych spodniach i czerwonych butach na wysokich obcasach. Owacja… Zajmują miejsca. Od lewej Robert Irwing, Bill Evans, w głębi Darryl Jones, Al Foster, na środku, tuż przed perkusją – Miles Davis, nieco z prawej John Scofield i wreszcie zupełnie na skraju Mino Cinelu.
[. . .]
Tylko pierwsze kilkanaście minut pokazuje w miarę wyraźnie początki i zakończenia utworów, potem muzyka przeradza się w ciąg myśli, improwizacji, kulminacji, uspokojeń nowy motyw tematyczny zwiastuje nowy utwór.
[. . .]
Po nieprawdopodobnej owacji następuje bis – „Open” Davisa.
Owacja jeszcze większa, muzycy wychodzą ponownie – tym razem jeszcze raz „That’s Wright” Scofielda. Oklaski nie milkną, przez kilka minut standing ovation i wreszcie kilka tysięcy gardeł skanduje „We want Miles! We want Miles! We want Miles! We want Miles!”.
Wychodzą po raz trzeci, spajając klasyczną klamrą cały występ – tematem „Speak”.
Miles wyraźnie zadowolony, podnosi kilka razy trąbkę do góry i nie do wiary, w geście wdzięczności podnosi na sekundę kapelusz! Z....... więcej