Sięgając po „Symphonicum” będziemy z pewnością zdumieni. Może przez chwilkę nawet zdezorientowani. W tym przypadku objawi nam się bowiem Krzysztof Herdzin przede wszystkim jako kompozytor. Co więcej kompozytor próbujący swych sił na polu muzyki współczesnej. Rzecz jasna rozumianej nie z perspektywy awangardy, eksperymentu brzmieniowego czy kompozycyjnego wizjonerstwa. Wręcz zaryzykować można stwierdzenie, że Herdzin – kompozytor cały składa się tradycji i całą tę wielką tradycję muzyczną, którą zna i której jest nad wyraz świadomy, przefiltrowuje jak to ma w zwyczaju przez własne wyobrażenie piękna. I to właśnie jawi się jako najważniejsza cecha jego muzyki. Jest obecna w każdej odsłonie „Symphonicum”, niezależnie czy utwór napisany jest na fortepian Waldemara Malickiego, saksofony Jerzego Główczewskiego i Piotra Barona, głos Jacka Kotlarskiego czy orkiestrę Sinfonia Varsovia.
Oczyma wyobraźni widzę słuchaczy, którzy sięgnąwszy po najnowszą płytę Krzysztofa Herdzina zachodzić będą w głowę, dlaczego właśnie taką muzykę postanowił zaprezentować na swoje 40 urodziny. Sam zresztą także się nad tym zastanawiałem. Bez powodzenia jednak.
Przecież nie jest ona w dosłownym znaczeniu tego słowa podsumowaniem działalności artystycznej, nie jest zamknięciem jakiegoś okresu w karierze, ani też rozliczeniem z jakimś pojedynczym rodzajem muzyki, której poświęcił swój talent. Nie pomaga w znalezieniu odpowiedzi także znajomość jego dokonań scenicznych. Te bowiem w swej różnorodności nie zbyt dają się ułożyć w wyrazisty obraz, z którego jasno wynikałoby po jakiej stronie stylistycznej barykady Krzysztof sam siebie sytuuje i z jaką frakcją chciałby być kojarzony.
Najczęściej myślimy o nim jak o jazzmanie. Bo pięć lat u Namysłowskiego, bo własne trio, bo koncerty z Marią Schneider, Gregoirem Maretem i plejadą innych artystów z Polski i zagranicy. A jednak muzycznych twarzy Krzysztofa Herdzina da się wyodrębnić o wiel....... więcej