Są takie albumy, w których dźwięku chciałoby się po prostu tylko zanurzyć . Pełne przyjemnych dźwięków i efektów bliskie szmerowej ciszy, ofiarują nam możliwość wchodzenia do równoległego
wszechświata, odcinającego się od gorączkowego wyścigu i nerwowości dnia powszedniego. Nikt i nic nie krzyczy w twarz, jest wystarczająco dużo przestrzeni, by pozwolić własnym myślom unosić się w
zgodzie tonów z muzyką.
Nowy album studyjny Biosphere - bardziej przystępny niż ostatnie dzieła, nawiązuje do wielkich albumów jak "Substrata" i "Patashnik". Biosphere to główny projekt norweskiego artysty Geira Jenssena, posiadającego bardzo obszerną dyskografię. "Microgravity" i "Patashnik", dwa albumy
wyznaczające nowe style i kierunki albumy, które ukazały się w legendarnym belgijskim R&S należą już do klasyki współczesnej muzyki elektronicznej. Ostatnie cztery dzieła ukazały się w Touch i wskazują
na przejście do bardziej organicznych, ambientowych kompozycji. Z racji swego skandynawskiego pochodzenia jego płyty bywają określane jako "arktyczny ambient", krytyka muzyczna reaguje zresztą od lat z euforią na nowe płyty Biosphere.
"Dropsonde" to jednak całkowicie nowa droga Jenssena, czerpiąca z jazzowej tradycji Milesa Davisa i Jona Hassella, pulsacyjna i hipnotyczna kombinacja elektroniki i jazzu.
Jon Savage: "As with all of the Biosphere albums, the music draws you in and makes you want to listen and feel. Jenssen's work acts on a very emotional level, one that encourages you to drift away into a haze of images and scenes brought to you by the music, where spectacular beauty hides unseen danger. Intense and moving, but comforting and soothing at the same time."