GAZ-ETA; 06/2008
Musiało minąć nieco czasu zanim się do tej płyty przekonałem na dobre. Nie dlatego, że jest słaba, ale dlatego że nie jest łatwa. Poza tym, mając w pamięci wcześniejsze zespoły Darina Graya (Yona-Kit, Dazzling Killmen), Grand Ulena zaskoczyła mnie nieco. Co prawda niektórzy upatrują w niej logicznej kontynuacji Dazzling Killmen właśnie, ale czy ja wiem..?
Na pewno nie znajdziecie tu chwytliwych riffów, że o wpadających w ucho melodiach nie wspomnę�
Powiedzmy, że mamy tu coś bliskiego Don Caballero, jednak bardziej minimalnego i ekstremalnego. Chłopaki ścigają się ze światłem i wcale nie pozostają daleko w tyle - tu mi Grand Ulena przypomina nieco Naked City, jednak bez tego charakterystycznego zlewu. Gdzieniegdzie wyłapuję echa Massacre z czasów świetnej "Killing Time". A niektórzy to ponoć i Ruins tu widzą (nie wiem - nie znam). Łapiecie już mniej więcej gdzie jesteśmy? Dla ułatwienia dodam, że muzyka ta jest całkowiecie pozbawiona wokali.
W kapeli oprócz Darina Graya (bas) są jeszcze Chris Trull (gitara) no i obsługujący perkę Danny McClain. Co do tego pierwszego, to miłośnicy gitarowego grania już wiedzą, że stanowi on klasę samą w sobie, a jeśli chodzi o jego koleżków, mimo iż nie kojarzę tych nazwisk, to przypuszczam, że również siedzą w tym nie od wczoraj, bo rzeźbią bardzo sprawnie i chyba nawet przychodzi im to bez specjalnego wysiłku.
Płyta zdecydowanie dla osób otwartych na nowe rzeczy - amatorom mocnych wrażeń polecam jej odsłuch przy okazji jakiegoś ostrego bólu głowy, fatalnego zatwardzenia, ciężkiego kaca, etc. - głębokie przeżycia duchowe (że nie powiem - odloty) gwarantowane!