"Ypsilon Project" to świetnie wyprodukowany wielowarstwowy album, na którym tyle samo miłych odniesień do legendarnych patentów el-muzycznych, ile aranżacyjnych i formalnych zaskoczeń. Album rozpoczyna się niczym audycja radiowa rodem z albumu "Radioaktivität" Kraftwerk, pojawią się tutaj elementy kojarzące się z muzyką JMJ, Double Fantasy albo "filmowego" Tangerine Dream lat osiemdziesiątych, niemniej jednak najważniejszy dla tej płyty jest specyficzny nastrój niczym prosto z nietypowego snu o muzyce elektronicznej. Sporo tutaj kombinowania pomiędzy stylami, aranżacje są świeże i swobodne; tak samo splata się tutaj organiczność i sterylność, tyle samo tutaj skojarzeń z przestrzenią kosmiczną co z ziemskimi krajobrazami.Album rozpoczyna się niczym audycja radiowa rodem z albumu "Radioaktivität" Kraftwerk, wkrótce na scenie pojawiają się durowe, optymistyczne dźwięki lekko przesterowanej gitary (lub też tak brzmiącego syntezatora), niebawem w wyciszenie odejdą kipiące akordowe odmęty i Słuchacz pozostanie sam na sam z ostinatem w wolnym tempie, wyznaczającym początek drugiego utworu. Trudno oprzeć się wrażeniu, iż właśnie spacerujemy wyludnioną japońską pergolą, w niekończącym się labiryncie nie wiadomo, czy to płatki śniegu czy kwiatów co jakiś czas przesłaniają pole widzenia. Ta impresja ma coś z ducha muzyki wypełniającej album "Universal Avenue" Double Fantasy (dziś: Food 4 Fantasy), tak samo splata się tutaj organiczność i sterylność, tyle samo tutaj skojarzeń z przestrzenią kosmiczną co z ziemskimi krajobrazami. Tem utwór to 12 minut solidnego lounge-trip w lekko egzotyczne Nieznane. Utwór trzeci stanowi spory kontrast do poprzedniej kompozycji, jako że dosłownie słychać tutaj migające neony, szybko zmieniające się sygnały ulicznych sygnalizatorów świetlnych i niezakłócony, dynamiczny ruch czteropasmowymi jezdniami - obraz nowoczesnego miasta o stalowoszarym świcie lub granatowym wieczorem. Pewne skojarzenia z nowszą muzyką Haralda Grosskopfa - ale też wspomnie....... więcej