[...Bardzo lubię takie wieczory; oto wykonawca, którego słucham pierwszy raz, przyciąga mą uwagę od początkowych taktów - siłą własnej wrażliwości, ekspresji, potęgą emocji, szczerością przekazu, co wspiera idealnie prowadzonym głosem. Głosem, w którym jest kruchość matki, bezradnej wobec losu swych wrzuconych w tryby Zagłady dzieci, jest skarga narodu skazanego na śmierć, ale jest i mistyczna siła, gdy przyjdzie śpiewać "Ani maamin", wyznanie wiary w nadejście Mesjasza, pieśń, która rozlegała się w kolejkach do komór gazowych. Mocarna zdała mi się w tej pieśni jej interpretatorka; przecież młoda, drobna, wręcz krucha.
Splatają się w tym recitalu dwa lejtmotywy. Jeden to tragedia dzieci i matek - jakże poruszające są kołysanki, włącznie z tą znaną nam o iskiereczce, co mruga, tyle że o zupełnie innej treści. Drugi to Bóg, którego istotę i obecność przesłania momentami bezmiar Zagłady, rodząc zwątpienie i pytania. Bo już nie tylko nadzieję. Ta pojawia się w marzeniach, w snach, w których "niebo jest bardziej błękitne od błękitu", co oddaje piękna improwizacja na fortepianie Pawła Pierzchały. I on, i skrzypek Michał Półtorak, i znakomity Christian Dawid, klezmerski klarnecista, wiele wnoszą do tego repertuaru. Półtorak sięga nawet po mandolinę, która w tangu z obozu Auschwitz przypomina krótkie serie z karabinu, a może uderzenia batów... Ale przede wszystkim ten recital (wspierany impresją filmową), jak i płyta są dowodem, że oto w świat interpretatorów pieśni żydowskich wkracza nowa czuła artystka. Jeszcze w progach artystycznej drogi stojąca, a już dojrzale stawiająca sobie cel tak ambitny. Stałem tego wieczoru w kolejce, by pogratulować, zgoła nie samotnie. Był mi zresztą ten czas potrzebny, by wyrwać się z matni emocji, jakie pieśniami Urszula Makosz we mnie poruszyła...]
Wacław Krupiński, Dziennik Polski |