info dystrybutora:
To jest album, na jaki fani New Model Army z niecierpliwością czekali długie pięć lat, od czasu ukazania się nie mniej udanego „Eight”. Wraz z nowym, dziewiątym albumem studyjnym „Carnival”, grupa Justina Sullivana z Bradford w hrabstwie Yorkshire dumnie i z podniesioną głową wkracza w drugie ćwierćwiecze swojej działalności. I choć wielu z ich rówieśników albo przeszło do historii, albo wypaliło się aż do zidiocenia, albo poszło na kompromis z masowym rynkiem, NMA zachował bez uszczerbku dawną, silną robotniczą i antyestablishmentową tożsamość, kojarzoną czy to z debiutanckim „Vengeance” i wczesnymi utworami w rodzaju „Spirit Of The Falklands” i „Small Town England”, czy ich największym osiągnięciem artystycznym, jakim był bez wątpienia gniewny, niemal apokaliptyczny „Thunder And Consolation” z 1989 roku. Ś.p. „Magazyn Muzyczny” uznał kiedyś ten właśnie album za jedną z dziesięciu najważniejszych płyt dekady lat 80. I coś w tym jest, bo mimo upływu 16 lat nagrana na nim muzyka brzmi równie świeżo i przejmująco, niczym songi śpiewane przez uczestników legendarnej Jarrow Crusade z 1936 roku. Nie inaczej jest i z tym nowym albumem, który ze swymi hymnami – czy to rockowymi, czy podszytymi muzyką folkową z północnej Anglii – po raz kolejny dowodzi, że NMA, choć może nie sprzedaje milionowych nakładów płyt, jest uosobieniem wszystkiego tego, co stanowiło przed laty o wielkości brytyjskiego rocka. A przede wszystkim nie trąci zdradą młodzienczych ideałów. Przy NMA wszystkie te dzisiejsze gwiazdorskie formacje od U2 przez Oasis po Coldplay, brzmią tandetnie, koniunkturalnie i cieniutko, niczym popiskiwanie małych myszek. Dość posłuchać „Carnival” - songów w rodzaju „Carlisle Road”, „Red Earth”, „Too Close To The Sun”, bluesowego „LS43”, hymnu „Island” lub podszytego folkiem „....... more |