The 24 pieces of "Flumina" are based on piano compositions/improvisations which Ryuichi Sakamoto had recorded whilst touring in Japan. On that tour Ryuichi played a piano piece in a different key at the beginning of every show, always having a "Fennesz Sakamoto" project in mind. After 24 shows he had 24 tracks in 24 different keys, covering all 24 tonal steps of the western tonal system. Sakamoto sent the tracks over to Christian Fennesz and he worked on them using electronics, guitars and synths. They met in New York then and mixed the album together with Fernando Aponte at KAB Studios.
This is their 3rd collaboration released on Touch, after the live recording of 'Sala Santa Cecilia' [Touch # Tone 22, 2005] and 'Cendre [Touch # Tone 32, 2007].
Reviews:
Fluid Radio (UK):
Blue; a darker blue; pink; orange. Short stabs of paint, like light stabbing at squinting eyes, quick as water. Vertical lines cross river and sky, and a single ember-red eye is quietly shattered into a comet-tail of shards. Two figures in a boat, one sitting, the other standing and pushing gently with a pole. Unhurried as the dawn. Light flows, a constant stream, liquid-like.
I am looking at Monet’s “Impression, Sunrise” (1872), and I am listening to Fennesz and Sakamoto’s “Flumina” (2011). Twenty-four tracks, their keys corresponding to the twenty-four steps of the Western tonal system, spread across two one-hour discs. Ryuichi Sakamoto’s piano came first, recorded live while on tour in Japan. These recordings were then sent to Christian Fennesz in Austria, who added guitar, synth and electronic elements, before the duo met in New York to mix and master with Fernando Aponte. As might be expected from such a working process, the piano takes on lead melodic duties for the vast majority of the album, with the other instruments supplying various textures, ambiences and harmonic layers........ more
Kamil Downarowicz, Nowamuzyka.pl:
Panowie mieli już okazję pracować wspólnie w studiu przy okazji nagrywania długogrającej płyty „Cendre” oraz epki „Sala Santa Cecilia”. Musieli całkiem dobrze i pewnie poczuć się w swoim towarzystwie, skoro po czterech latach postanowili ponownie połączyć siły by nagrać podwójny album.
Brzmienie „Fluminy” pozostaje zbliżone co tego, co tandem zaprezentował nam już w 2007 roku na „debiutanckim” wydawnictwie. Jednak pewne różnice oczywiście są. Delikatne, przesiąknięte melancholią i mrokiem melodie zdają się być jeszcze bardziej kruche, jeszcze bardziej osobiste i jeszcze bardziej naładowane emocjami. Na pierwszy plan wysuwają się partie pianina Sakamoto, pokryte różnymi szumami, pogłosami i bliżej niekreślonymi odgłosami produkowanymi przez Fennesza. Austriak nie zostaje przy tym zepchnięty gdzieś na dalszy plan, ale stąpa delikatnie tuż za swoim japońskim kolegą.
„Flumina” ma kameralny, powściągliwy wręcz klimat, niezakłócony nawet na sekundę przez jakieś mocniejsze wejścia elektroniki czy głośniejsze i szybsze uderzanie w klawisze. Sprawia to, że album stanowi co prawda zamkniętą i kompozycyjnie zwartą całość, ale niestety jest dość monotonny i nużący. Wysłuchanie dwu płyt pod rząd w stanie całkowitego skupienia stanowi nie lada wyzwanie nawet dla najbardziej wyrobionych słuchaczy. Właśnie to jest mój największy problem z tą płytą. Najpiękniejsze i najbardziej zmysłowe są jej poszczególne momenty, ale nie całe utwory, i żeby do nich dotrzeć, trzeba przebijać się przez gąszcz 24 kompozycji, trwających średnio od czterech do pięciu minut. Mówią, że cierpliwość jest cnotą, nie naiwnością, wtedy, gdy warto czekać na coś lub na kogoś. Czy opłaca się więc zagłębiać się we „Fluminie”, by dokopać się w niej ukrytych skarbów? Na to pytanie powinniście już odpowiedzieć sobie sami.