Kiedy Konrad mówi – „To jest rzeźba” – mimo że kiwam głową, chyba nadal nie pojmuję.
Zrozumienie przychodzi długo po koncercie. W jedną całość układają się wtedy zdjęcia z ulic kolejnych miast, furgonetka, kominiarki naciągnięte na głowy i miniaturowa rakieta. W końcu nawet nazwa, która w pierwotnej wersji brzmiała BrownNote, kojarząca się tak z Piero Manzonim jak i z legendarną bronią soniczną (wywołującą niekontrolowaną defekację), w perwersyjny sposób nabiera rzeźbiarskiej konotacji.
Centrum działań Konrada Smoleńskiego i Daniela Szweda (BNNT) stanowi formowanie przestrzeni za pomocą częstotliwości czytelnych dla ludzkiego ucha (albo trzewi). Ich utwory to ożywione rzeźby. Wydzieliny dynamicznej struktury. Jeśli La Monte Young wierzył w architektoniczne właściwości minimal music, to czemu odmawiać rzeźbiarskich cech wybrykom Smoleńskiego i Szweda? Podczas gdy statyczna sinusoidalna fala, byłaby podstawą funkcjonalnej dźwiękowej architektury o stabilnych podstawach, emitowane przez BNNT to raczej chwilowe wybuchy brył osadzonych w zwalających z nóg rytmach. Gięcie blachy i bicie prądem.
To rzeźbiarskie podejście jest ewidentne w nagłych sonicznych atakach w uprzednio wyselekcjonowanych miejskich przestrzeniach. Zamaskowani chuligani bezceremonialnie pozbawiają złudzeń wielbicieli wprowadzania „wirusa sztuki” do sfery społecznej i dokonują bezpośredniego ataku na mieszkańców. Furgonetka pojawia się znienacka, a zdezorientowani, przypadkowi słuchacze muszą zmierzyć się z fenomenem, który ciężko mierzyć w artystycznych, czy też muzycznych kryteriach. BNNT zmienia nie tylko percepcję miejskiej przestrzeni. Powoduje również refleksję nad przedwczesnymi pożegnaniami z math i minimal rockiem, których widmo, jak słychać, można jeszcze reanimować. Nie dość tego, będzie ono znów straszyć. Pomimo wyznaczonego precyzyjnym bitem rytmu, dźwięk pozostaje na skraju wyładowania, którego idealną konkluzją mo....... more