Jeśli prawdą jest, że kolebką cywilizacji była Mezopotamia, pomiędzy rzekami Eufrat i Tygrys, to iracko-amerykański trębacz Amir ElSaffar udowadnia, że spóścizna artystyczna tego regionu nadal ma magnetyczną siłę. Wielu jazzowych muzyków sięgało do tej tradycji, wystarczy przywołać takich artystów jak Duke Ellington, Thelonius Monk, Ornette Coleman czy Joe Maneri.
Ten urodzony w USA muzyk (ojciec jest Irakijczykiem, matka amerykanką), zgromadził jednak nieporównywalnie większą wiedzę od innych jazzoych muzyków, pozwala mu ona tworzyć nowatorskie, wizjonerskie dzieła. Każdy kto zna wybitną płytę Mafeza Modirzadeha "Post-Chromodal Out!" zdaje sobie z tego sprawę.
Płyta "Alchemy" dziesięć autorskich kompozycji lidera, nagranych w składzie Amir ElSaffar na trąbce, Ole Mathisen na saksofonie tenorowym, John Escreet na fortepianie, Francois Moutin na kontrabasie i Dan Weiss za perkusją.
Pasjonująca, oryginalna i wszechstronna synteza muzyki arabskiej i afroamerykańskiego, kreatywnego jazzu z jednej strony zniewala swoją oryginalnością, z drugiej pozwala zanurzyć się w niezwykłym bogactwie muzyki arabskiej. Oto fascynująca teza o związkach między muzyką dawną i muzyką współczesną znalazła swoje kolejne, mocne potwierdzenie.
Album „Alchemy”, podobnie jak wcześniejsze płyty Amira ElSaffara ukazał się nakładem nowojorskiej oficyny Pi Recordings, mającej pod swoimi skrzydłami Henry'ego Thredgilla, Steve'a Colemana, Marka Ribota, Vijay'a Iyera, Rudresha Mahanthappę, Hafeza Modirzadeha czy Steve’a Lehmana.
autor: Andrzej Fikus |