Bartek Chaciński (polifonia.blog.polityka.pl):
"(...)Ciekawszy jest utwór numer dwa, z gęstą partią perkusji na “tomach”, dalej z Billem Davisem na organach w ważnej roli, ale też z zacięciem niemal awangardowym w sposobie prowadzenia orkiestry. Owszem, w realiach roku 1970 awangarda jazzowa jest już zupełnie gdzie indziej, ale to klasyk Duke Ellington, poza tym łatwo uwierzyć, że w tej hipnotycznej partii bębnów słychać właśnie niemiecką Motorik. I ta historyczna podróż jest już przy pierwszej wersji Afrique porywająca. To, co dzieje się w wersji trzeciej, gdzie pojawiają się wokale (nie wiadomo czyje – von Holtum pisze o skandynawskiej kochance Ellingtona), to właśnie owo całkowite zaskoczenie, o którym pisałem na wstępie. Jeśli kojarzycie późniejsze fuzje orkiestrowego jazzu i wokalistyki, ta po prostu musi na was zrobić wrażenie. To prosty technicznie utwór, w którym swing schodzi na dalszy plan, a właściwie – znika (...) Ale zarówno fani zespołów w rodzaju Sun Ra Arkestra, jak i miłośnicy krautrocka powinni jej posłuchać. Ocena punktowa jest tu czymś zupełnie umownym. Nie żałuję ani złotówki wydanej na ten album (...)"
Duke Ellington's musical works are seemingly well documented; the likelihood of finding a good, unreleased Duke Ellington recording is slight at best.
But this is exactly what we have here. Recorded on July 9th 1970, released as a whole session for the first time exactly 45 Years later. This recording also documents a special moment: an American jazz legend in the twilight of his life encounters a young sound engineer and producer who is preparing to give pop a new sound - Conny Plank.