Wprawdzie Staubgold przyzwyczaił już nas do różnorodności swego repertuaru wydawniczego i uczynił z tego wręcz założenie programowe, to kolejna płyta z australijskiej sceny formacji Rand & Holland zaskakuje jeszcze bardziej niż poprzedni album Sun. O ile Sun przywodził na myśl bardziej piosenkowe, popowe oblicze Tortoise, to Rand & Holland kojarzyć nam się będzie raczej ze stylistyką Low, Savoy Grand czy Songs:Ohia, jednak bardzo mocno zabarwioną elektroniką.
Zresztą między oboma grupami są powiązania nie tylko muzyczne ale także personalne: Oren Ambarchi (znany elektroniczny muzyk, zajmujący się na codzień ambientem) oraz Chris Townend. Założycielem Rand & Holland i autorem większosci utworów jest basista Brett Thompson, gościnnie pojawia sie także znany z Quecksilber Scott Horscroft.
Rand & Holland to poruszająca, wyciszona, melancholijna muzyka pop. Klasycznie: ze śpiewem, gitarami, basem i perkusją..., ale też z elektronicznymi dźwiękami, jakby z drugiego bieguna wydawniczego Staubgold. Dzięki temu porównania z post-countrowymi formacjami np. z Glitterhouse są tylko w połowie prawdą, bo zza tej delikatnej gitarowej melancholii wyziera czasam cień Matmos a czasem sam dziadek Cave...
W końcu to przecież Australia...