Po pięcioletniej przerwie – ale bardzo pracowitej, wypełnionej trasami koncertowymi i towarzyszeniem m.in. The Dandy Warhols, Nine Inch Nails i Oasis – norweska grupa prezentuje swój drugi album. Wydany przez 4AD.
Oprócz wspomnianych tras koncertowych i licznych występów na prestiżowych festiwalach, od Reading po SXSW w Teksasie, Norwedzy dowodzeni przez Emila Nikolaisena, pochodzącego z zabitej dechami wiochy Moi, pracowicie budowali swój wyjątkowy image i repertuar, w którym ich wyróżnikiem stało się wznoszenie ścian dźwięku w stylu od Neu! przez The Velvet Underground po My Bloody Valentine. Nikolaisen, pochodzący z bardzo muzykalnej rodziny (jego siostra Elvira jest gwiazdą norweskiego popu i użycza swego głosu S-M), nowy album Serena-Maneesh postanowił nagrać w jaskini nieopodal Oslo, by uzyskać wyjątkowe brzmienie. Nagrany w tym niecodziennym, naprędce zainstalowanym studiu „S-M 2: Abyss In B Minor” uzyskał ostateczny szlif dzięki mikserskim talentom Nicka Terry’ego (Klaxons, Primal Scream) i Rene Tinnera, długoletniego współpracownika zachodnioniemieckiej grupy Can. Mastering natomiast odbył się w Air Studios, a podpisał się pod nim Ray Staff – człowiek odpowiedzialny za ostateczny kształt albumu „Physical Graffiti” Led Zeppelin. Efekt jest elektryzujący i warto dodać, że w nagraniu płyty uczestniczył – grając na wibrafonie, flecie i fortepianie – sam Sufjan Stevens.