muzycy:
Barry Altschul: drums
Dave Holland: double bass
Sam Rivers: reeds
Choć jeden z najbardziej kreatywnych muzyków sceny improwizowanej, Sam Rivers, zmarł pod koniec ubiegłego roku, właśnie do sklepów trafia płyta, która może zostać uznana za jedną z najlepszych w jego karierze.
Sam Rivers był nie tylko znakomitym saksofonistą, ale także inspiratorem wielu muzycznych zdarzeń. Wraz z żoną otworzył na Manhattanie Studio Rivbea, przez które przewinęła się niezliczona ilość jazzowych znakomitości. Tam także, na początku lat 70tych, zawiązało się jego trio - z perkusistą Barry’m Altschulem i basistą Dave’m Hollandem.
Dziś do naszych rąk trafia nagranie, które panowie zarejestrowali w tym samym składzie w roku 2007 - po niemal ćwierć wieku muzycznej rozłąki.
jazzarium.pl; ocena: * * * * * / * * * * *
(. . .) Prawdę powiedziawszy nie czuję się zbyt komfortowo próbując pisać o tym co wydarzyło się podczas tego koncertu. Brakuje słów, bo to co płynie z głośników to o wiele więcej niż doskonale zagrany jazz, to jakaś olśniewająca emanacja wolności w wyborze drogi, jaką iść. Bez znaczenia z tej perspektywy jest czy Sam Rivers gra na tenorze, sopranie flecie czy zasiada za klawiaturą fortepianu, bez znaczenia jest również czy muzyczna narracja rozgrywa się pomiędzy wszystkimi trzema muzykami czy wiedzie poprzez duety do części solowych. W każdej z tych ról każdy z nich jest równie przekonywujący, aż w końcu też każdy z nich zanika, a my już nie zastanawiamy się ani nad konwencją, ani instrumentacją, ani formułą. Jest tylko muzyka płynąca z rozmachem, lekko, z milionem cudownych współbrzmień, melodii i prawdziwie magicznych chwil.Aż nie chce się z tymi płytami rozstawać, ale też i po co się mielibyśmy z nimi rozstawać. Niech grają zapętlone. Za każdym kolejnym przesłuchaniem zmieszczona na nich muzyka odkrywa coraz to inne aspekty swojej urody, coraz inaczej przemawia i na innych momentach każe się koncentrować. Jeśli miałbym wybierać najbardziej fascynujące płyty mijającego r....... more
Choć jeden z najbardziej kreatywnych muzyków sceny improwizowanej, Sam Rivers, zmarł pod koniec ubiegłego roku, właśnie do sklepów trafia płyta, która może zostać uznana za jedną z najlepszych w jego karierze.
Sam Rivers był nie tylko znakomitym saksofonistą, ale także inspiratorem wielu muzycznych zdarzeń. Wraz z żoną otworzył na Manhattanie Studio Rivbea, przez które przewinęła się niezliczona ilość jazzowych znakomitości. Tam także, na początku lat 70tych, zawiązało się jego trio - z perkusistą Barry’m Altschulem i basistą Dave’m Hollandem.
Dziś do naszych rąk trafia nagranie, które panowie zarejestrowali w tym samym składzie w roku 2007 - po niemal ćwierć wieku muzycznej rozłąki.
jazzarium.pl; ocena: * * * * * / * * * * *
(. . .) Prawdę powiedziawszy nie czuję się zbyt komfortowo próbując pisać o tym co wydarzyło się podczas tego koncertu. Brakuje słów, bo to co płynie z głośników to o wiele więcej niż doskonale zagrany jazz, to jakaś olśniewająca emanacja wolności w wyborze drogi, jaką iść. Bez znaczenia z tej perspektywy jest czy Sam Rivers gra na tenorze, sopranie flecie czy zasiada za klawiaturą fortepianu, bez znaczenia jest również czy muzyczna narracja rozgrywa się pomiędzy wszystkimi trzema muzykami czy wiedzie poprzez duety do części solowych. W każdej z tych ról każdy z nich jest równie przekonywujący, aż w końcu też każdy z nich zanika, a my już nie zastanawiamy się ani nad konwencją, ani instrumentacją, ani formułą. Jest tylko muzyka płynąca z rozmachem, lekko, z milionem cudownych współbrzmień, melodii i prawdziwie magicznych chwil.Aż nie chce się z tymi płytami rozstawać, ale też i po co się mielibyśmy z nimi rozstawać. Niech grają zapętlone. Za każdym kolejnym przesłuchaniem zmieszczona na nich muzyka odkrywa coraz to inne aspekty swojej urody, coraz inaczej przemawia i na innych momentach każe się koncentrować. Jeśli miałbym wybierać najbardziej fascynujące płyty mijającego r....... more