Od czasu Kurta Ellinga nie było w jazzie wokalisty, który rozpocząłby swoją karierę tak znakomicie jak Gregory Porter. Dzięki "Water" (2010) i "Be Good" (2012), jego dwóm pierwszym uznanym przez krytyków albumom dla niezależnej wytwórni Motéma Music, Porter natychmiast stał się jednym z najlepszych współczesnych wokalistów jazzowych. Zostało to również podkreślone przez dwie nominacje do nagrody Grammy, które otrzymał za te albumy. Teraz prezentuje swój niecierpliwie oczekiwany trzeci solowy album, "Liquid Spirit", w wytwórni Blue Note. Prezes Blue Note, Don Was, zachęcał wokalistę do pozostania wiernym swojej unikalnej wizji artystycznej w nowej wytwórni. "Zdecydowanie uważam się za wokalistę jazzowego, ale nie mniej kocham bluesa, czarny południowy soul i muzykę gospel" - definiuje siebie Porter. "Te elementy zawsze znajdują drogę do mojej muzyki. I zawsze zauważałem je także w jazzie".
Przy nagrywaniu "Liquid Spirit" wokalista po raz kolejny postawił na muzyków, którzy stanowili trzon jego zespołu już na dwóch poprzednich albumach: Pianista Chip Crawford, pełniący również funkcję dyrektora muzycznego, perkusista Emanuel Harrold, basista Aaron James, saksofonista altowy Yosuke Sato i saksofonista tenorowy Tivon Pennicott. W niektórych utworach Porter wzmocnił zespół trębaczem Curtisem Taylorem i organistą Glennem Patschą. Starymi znajomymi wokalisty są również producent Brian Bacchus oraz aranżer i współproducent Kamau Kenyatta. "Nie powiedziałem sobie: 'Dobra, teraz jestem w Blue Note Records, teraz spróbuję brzmieć jak Freddie Hubbard' - wyjaśnia Porter. Nie miałem żadnego konkretnego planu na ten album". Chciał po prostu, aby album brzmiał tak organicznie, jak to tylko możliwe. I był pewien, że może osiągnąć ten cel z zespołem, który pracował razem od lat, a nie z zespołem złożonym z gwiazd.