Przepojone zadumą kameralne wydanie minimal music. W roli głównej oszczędne kontemplacje na gitarze i celebracja brzmień wszelakich małych instrumentów perkusyjnych – dzwonki, kalimba, wibrafon. W poszczególnych utworach przenikają się ze sobą kameralistyczny szlif wnoszony przez wiolonczelę i tonacja folkowej ballady, hipnotyczne rytmiczne repetycje i stonowana, rzewna melodyka - schodzące się niekiedy w dronowe wstęgi. Chwilami można pomyśleć, iż to niemiecka odpowiedź na analogiczne minimal folkowe poszukiwania z Chicago. Odrębność – europejską? - tego albumu określa filigranowy urok instrumentacji, ale też jakby przyciężki wobec tej pajęczej konstrukcji estetycznie wygładzony wylew romantycznej melancholii. Alpejski avant folk? Choć muzyczne tropy tego albumu ewidentnie wyrastają z wrażliwości generacji posttechno, słuchając tej – ładnej, acz trochę zbyt wymuskanej - płyty przypomniałem sobie o klimatyczności takich artystów jak Anthony Phillips czy Roger Eno. Najciekawsze są tu niebanalne konfiguracje instrumentów i imponujące wyczulenie na szczegół.
Rafał Księżyk (Aktivist / Antena Krzyku)
Electronic-acoustic lounge meets minimal music.
F.S.Blumm tworzy muzykę, która potrzebuje coraz mniej dżwięków. To muzyka, która pozostaje spokojna, lekka, ale bardzo poważna. "Ankern" to duży krok do przodu F.S. Blumma, jego melancholia, zaznaczona wyraźnie na poprzednim albumie ("Mondkuchen" - Morr Music), pozostała, ale nie ma w niej już nic ciężkiego czy mrocznego, stała się bardziej spokojna, przejrzysta i prosta. "Ankern" nie jest jednak muzyką suchą, sztywną, czy pozbawioną humoru. Frank Schültge (pełne nazwisko Blumma) słynny jest ze swego lekkiego, pełnego dziwacznego humoru podejścia do dźwięków. Jako multiinstrumentalista wykorzystał na "Ankern" wszystkie możliwe (i niemożliwe) źródła dźwięku, ale przede wszystkim gitarę. Poza tym takie "małe" instrumenty jak mbira/kalimba, zabawkowe pianino. ....... więcej