„Folk No More” to trzecia płyta w dorobku tej szacownej, szczecińskiej formacji, zatytułowana dość przewrotnie ale nie jest to tylko „perskie oko” puszczone do słuchacza. Na tej płycie, Emerald wchodzi bowiem w rejony bardzo rzadko eksploatowane do tej pory przez polskich wykonawców. Połączenie irlandzkiego folka z punkową energią i szantującymi harmoniami dało efekt, na który warto było czekać kilka lat, a dokładnie aż siedem, bo tyle upłynęło od wydania płyty „Rockin’ the Irish Pub”. Zespół w zasadzie nigdy nie grał w sposób tradycyjny, jak czynią to tysiące innych kapel na całym świecie, co zaowocowało w przypadku Emerald smakowitą mieszanką rockowej wściekłości i radosnego, pubowego folka. Tym razem górę wzięły rockowe korzenie lidera kapeli i powstał materiał, z jakim Emerald śmiało mógłby wystąpić u boku the Pogues czy Dropkick Murphys. Ciekawe i odważne aranżacje tradycyjnych celtyckich tematów nie pozostawiają tu żadnej wątpliwości, że muzycy dobrze znają swoje rzemiosło ale potrafią też utrzymać dystans do muzycznej tradycji. Bardzo mocne, gitarowe numery, oparte na solidnej sekcji rytmicznej udowadniają, że mamy tu do czynienia z facetami od Molly Maguires…takimi, co to i przylać potrafią i na tacę dadzą kiedy trzeba.
Płyta jest bardzo równa i w zasadzie kapela strzela tu cały czas samymi przebojami, które zostały już wcześniej odpowiednio ograne na koncertach. Jednak szczególnie warto posłuchać dwóch ballad, bo nie od dzisiaj wiadomo, że jak Emerald gra już wolny numer to musi to być killer i tak to się ma zarówno w przypadku pięknej, niemal krakowskiej, piwnicznej wersji „Aniołów”, jak i „Limerick” , utworu, który dzięki hip-hopowej produkcji wprowadził zespół w mroczną strefę trip-folka.
I wreszcie teksty, Lechoecho kolejny raz udowodnił, że należy do ścisłej czołówki fokowych poetów, opisuje nocne życie miasta z pozycji romantycznego łazika-zabijak....... więcej