Dwa albumy firmowane przez rodzeństwo Eleanor i Matta Friedbergerów – „Gallowsbird’s Bark” i „Blueberry Boat” – nie pozostawiały cienia wątpliwości, że na amerykańskiej rockowej scenie pojawił się talent na głowę bijący oryginalnością i pomysłowością pokolenie The Strokes i The White Stripes. Jeśli bowiem to pokolenie oferuje ciekawą, i owszem, ale w gruncie rzeczy raczej prostolinijną kontynuację rockowej tradycji, The Fiery Furnaces są zjawiskiem zupełnie samoistnym, jedynym w swoim rodzaju i niepowtarzalnym. Tak jak np. Captain Beefheart czy The Pixies, zanim ich innowacyjność nie została zajeżdżona na śmierć przez hordę imitatorów. Wrażliwość popowa i pasja do eksperymentowania tak w zakresie formy utworów, jak i ich instrumentacji zdobyły duetowi legion zaprzysięgłych fanów. Do nich też – ale nie tylko – adresowany jest 41-minutowy album skromnie zatytułowany „EP”, na którym znalazły się alternatywne wersje paru utworów z regularnych albumów (np. bardziej popowy „Tropical Ice-land”), strony B singli i dwie całkiem nowe kompozycje: słodka aż do bólu ballada „Here Comes The Summer”, czy już normalnie po „furnace’owemu” ekscentryczny „Sullivan’s Social Club” – porywający kolaż jakby wodewilowo-kabaretowo-lunaparkowych tematów. Warto tu dodać, że każdy z twardogłowych fanów Fiery Furnaces powie bez wahania, że choć właściwe albumy - mające przemyślaną formę dzienników podróży – są genialne, to najlepsze kompozycje duetu pojawiały się właśnie na stronach B singli. Po raz pierwszy mamy więc tu w pełnym wydaniu i na jednej płycie tryptyk „Single Again/Here Comes The Summer/”Evergreen” czy niesamowite ni to mini-suity, ni to miniaturowe rock-opery „Duffer St. George” i „Smelling Cigarettes”. Gdy zaś wybrzmi zamykający album, upiorny i zarazem melancholijny „Sullivan’s Social C....... more