recenzja z Dziennika:
„Pere Ubu grają od przeszło 30-stu lat. I właśnie przeżywają, który to
już z kolei, renesans zainteresowania. Zlekceważeni w rodzimych Stanach,
święcili triumfy jako wyrocznia dla postpunkowej sceny brytyjskiej
początku lat 80. Dziś inspiruje młody rock, choćby TV On The Radio.
Pere Ubu spotkali się znowu by nagrać album nawiązujący wprost do ich
garażowych korzeni. Nerwowe rytmy przesycone niepokojącymi odgłosami
analogowych syntezatorów i na przemian histeryczne i oniryczne opowieści
Dawida Thomasa, jednego z najbardziej charyzmatycznych rockowych
wokalistów. Nie są już tak drapieżni, jak kiedyś, w ich piosenkach
więcej jest nostalgii. ale wciąż brzmią niepowtarzalnie”.
Rafał Księżyk, *Playboy*
Awangardowo-punkowo-garażowy mistrz świata David Thomas wydaje wraz z Pere Ubu nową płytę. Jedna z najważniejszych grup rockowych świata powraca po kilku latach milczenia. Ale złote płyty i miejsca na listach przebojów nigdy nie były ich celem, także tym razem zdają się ignorować nowe trendy i reguły rządzące rynkiem muzycznym. Ale w ten sposób Thomas i koledzy pokazują jak to jest, być ikoną i jednocześnie mieć nadal coś do powiedzenia. Krótkie spojrzenie na początki, fani to wszystko oczywiście wiedzą:
1974. David Thomas zakłada „Rocket From The Tombs“ (tak dokładnie - „Sonic Reducer“), po krótkim czasie jednak tworzy Pere Ubu, nazwany tak od bohatera sztuki Alfreda Jarry'ego. Założenia zespołu brzmią następująco:
'Don't ever audition.'
'Don't look for someone.'
'Don't seek success.'
'Choose the first person you hear about.'
'Take the first idea you get.'
'Put unique people together. Unique people will play uniquely whether or not they know how to play.'
'Delay Centrifugal Destruct Factors for as long as possible then push the button.'