W muzyce polskiej nazwisko Józefa Świdra zostało nierozerwalnie związane z muzyką chóralną, choć kompozytor jest przecież twórcą 3 oper, szeregu dzieł kantatowo-oratoryjnych, 9 mszy, licznych pieśni, a także ponad 80 utworów instrumentalnych, w tym około 20 na instrumenty dęte. Spośród tych ostatnich wiele powstało z myślą o konkretnych wykonawcach – znakomitych muzykach katowickiej NOSPR (wcześniej WOSPR) i Filharmonii Śląskiej, zwykle też wykładowcach katowickiej Akademii Muzycznej (dawnej PWSM), prywatnie zaś przyjaciołach kompozytora.
Wychowanek klasy kompozycji profesora Bolesława Woytowicza w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Katowicach (dyplom w 1955 roku) inaczej niż jego przyjaciele z lat studiów: Henryk Mikołaj Górecki, Wojciech Kilar czy nieco starszy Witold Szalonek, nigdy nie wdał się w flirt z muzyczną awangardą – i tym samym też oszczędzona mu była trudna droga powrotu „ku sobie”. Z natury romantyk, lecz z silnie zakorzenioną potrzebą klasycznego ładu, pozostał Świder wierny idiomowi muzycznego neoklasycyzmu o romantyczno-lirycznym zabarwieniu, który jednak stanowił czasem punkt wyjścia dla niezwykłych nieraz ekskursów i przybierał nierzadko zaskakujący kształt. Muzyka Świdra, jak trafnie to określiła Jolanta Szulakowska-Kulawik w swojej monografii twórczości kompozytora, to „muzyka, która czekała na postmodernizm”. Właśnie tak: nie „muzyka postmodernistyczna”, lecz „muzyka, która czekała na postmodernizm”. Dopiero bowiem dziś, w czasach „ponowoczesności” – z perspektywy nieraz jakże jałowych „osiągnięć” awangardowej moderny – właściwie odebrać możemy smak muzyki, która powstawała w zgodzie z własnym „ja”.
Oto więc niezwykły hommage: kolejne już pokolenie śląskich muzyków – wśród nich wychowankowie wspomnianych tu „równych, poczciwych gości” – prezentuje kolekcję wybranych kameralnych utworów Józefa Świdra. |