Ta płyta powstała z olśnienia – choć jest to słowo związane z patrzeniem / widzeniem i brakuje mu odpowiednika w domenie słuchu. Mniej więcej w drugim dniu trekkingu w Laponii usłyszałam to, o czym kilka miesięcy wcześniej czytałam pisząc artykuł poświęcony acoustic ecology: pewne wzorce dźwiękowe o dłuższych przebiegach czasowych, przeplatające się sekwencje głosów ptasich, dźwięków wiatru, kropli deszczu. To odkrycie nie byłoby jednak możliwe bez mikrofonu – w taki sposób słucha się tylko za pomocą technologicznego zapośredniczenia, które niezupełnie oznacza cyfrową ingerencję w materiał wyjściowy, ale raczej pewną szczególną konfigurację przestrzenno-sprzętowo-ludzką. Strumień brzmi inaczej, kiedy posłużymy się kamieniem jako rodzajem wzmacniacza i efektu dźwiękowego jednocześnie; to samo miejsce brzmi zupełnie inaczej nagrywane czterokanałowo w systemie surround, inaczej, kiedy wybiera się opcję wąskiego pasma zorientowanego kierunkowo, inaczej zaś na szerokim paśmie; ma znaczenie umiejscowienie mikrofonu i ruch. Wie o tym każdy, kto kiedykolwiek próbował nagrać dźwięki otoczenia. Dla mnie ta praktyka stała się jednak najpierw próbą uchwycenia pejzażu dźwiękowego, a później przede wszystkim formą komunikacji z otoczeniem, o czym często pisze Barry Truax, autor koncepcji komunikacji akustycznej zainspirowany podejściami charakterystycznymi dla szkoły toronckiej oraz R. Murraya Schaffera. Kiedy biwakuje się bowiem pod namiotem i przez dziesięć dni przebywa nieustannie na powietrzu, w całkowicie naturalnym pejzaż dźwiękowym, jednym z najrzadszych chyba dzisiaj dóbr luksusowych na Ziemi, to człowiek zaczyna być sam jego częścią. Kilka dni bez dźwięków żadnych silników elektrycznych, bez elektrosmogu czy tonów maskujących i powoli zaczyna się dostrzegać i odczuwać tę odmienną architekturę audiosfery. Nieco lepiej można rozróżnić znaki języka, którym moglibyśmy porozumieć się z otoczeniem, gdybyśmy tylko mieli warunki i gotowość do uważnego słuchania. ....... więcej