Na swym piątym albumie, „Smokey Rolls Down Thunder Canyon" Devendra Banhart ostatecznie zrzuca mocno już przyciasny kostium ekscentrycznego acid-folkowego trubadura i przeistacza się w rasowego, wielowątkowego muzycznie pieśniarza - autora.
Kluczowym źródłem inspiracji dla Banharta, gdy pisał on ten nowy zestaw piosenek było zerwanie z dziewczyną, którą była Bianca Casady z grupy CocoRosie. Stąd zapewne ten ton melancholii oraz poczucie straty i osamotnienia, jakie przebijają z większości tekstów. Osobiste przeżycia wyzwoliły jednak w Banharcie niesłychaną zachłanność na asymilację różnych stylistyk. Tak jakby na ten punkt zwrotny w swym życiu chciał on spojrzeć - niczym wytrawny badacz ludzkich przypadków - z możliwie wielu muzycznych kątów widzenia. W efekcie, zamiast spodziewanego, pisanego na jedną smętną nutę użalania się nad swym losem, złym światem i przewrotnością niedobrych dziewczyn, mamy tu ogromnie zróżnicowaną repertuarowo płytę, na której obok kilku pięknych, nastrojowych ballad („Seaside", „Freely", „I Remember"), zaznacza się również wpływ gospels i bluesa („Saved"), muzyki lat 50. („So Long Old Bean", „Shabop Shalom"), muzyki latynoamerykańskiej spod znaku Caetano Veloso („Cristobal" zaśpiewany w duecie z aktorem Gaelem Garcią Bernalem, „Samba Vexillographica"), a nawet soulu („Lover") i reggae („The Other Woman"). Oczywiście, wszystkie te poetyki Banhart adaptuje z charakterystyczną dla niego ekscentrycznością, co nadaje im niepowtarzalny, nieco niesamowity rys. Szczytowym osiągnięciem Banharta na tej płycie - a może nawet w całej jego dotychczasowej karierze - jest ośmiominutowy utwór „Seahorse", który jednocześnie kojarzy się z walczykiem „Golden Brown" The Stranglers, jak i z psychodelicznym rockiem The Doors i Jefferson Airplane. Osobiste przeżycie przypieczętowało fakt wejścia Banharta w okres muzycznej dojrzałości tym właśnie....... więcej