Muzyka i słowa: Bartłomiej Wołyniec
Produkcja: Bartłomiej Wołyniec
Nagranie: Jarosław Ryfun
Pierwsza duża płyta młodego songwritera ze Szczecinka, którego co prawda wiele razy wyrzucano ze szkół muzycznych, ale który mimo to pozostał wierny swojej pasji i nagrywa niespotykane na polskim rynku muzycznym piosenki - liryczne i drapieżne zarazem, pełnej młodzieńczej fantazji ale też wynikające z dużego osłuchania artysty.
Jeden z najciekawszych debiutów roku, co potwierdzają poniższe recenzje:
Falset z przesterowaną gitarą
Inne nadzieje budzi płyta Bartka Wołyńca, którego śmiało można nazwać jednym z pierwszych polskich songwriterów na modłę amerykańską. Nie tylko dlatego, że sam śpiewa na debiutanckiej "Wirmentacha" - on po prostu wszystko robi tu sam: komponuje, gra na instrumentach, sam nagrał wszystkie partie i obrobił je komputerowo.
Efektem jest album bardzo różnorodny, zwracający uwagę udanymi, odważnymi kompozycjami, niebanalnymi rozwiązaniami instrumentalnymi (jak kameralne brzmienie fortepianu zestawione z gitarą elektryczną, delikatny falset połączony z elektronicznymi ornamentami, przesterowana gitara w subtelnej balladzie) i głosem. Nie pamiętam już, który z naszych wokalistów potrafi śpiewać i wysoko, i nisko, czysto i oryginalnie zarazem.
"Wirmentacha" ma fajne, surowe brzmienie. Do tego jest pocięta, zdekonstruowana, a potem zsamplowana z różnych mrocznych wyobrażeń wokalisty, jest w niej wszystko, co fascynuje Bartka, od psychodelii po freak folk, od klasyki przez jazz i blues po rock, od ballady po muzykę filmową.
Anna Gromnicka, Dziennik
Debiut Bartłomieja Wołyńca
Płyta ukazała się nakładem wytwórni Cindie Records. Nie tylko jej tytuł jest dość tajemniczy i intrygujący - podobna jest kryjąca się pod nim muzyka. To bardzo nowoczesne granie, wyrastające z ducha najnowszych poszukiwań muzyków, zaliczanych do amerykańskiej sceny freakfolkowej. Granie oryginalne i pomysłowe. Wyraźnie słychać na tej płycie....... więcej