Najbardziej nietypowa dla Marka Marchoffa płyta w jego dyskografii. Po raz pierwszy na próżno można szukać w niej nawiązań do macierzystej formacji Different State. „Funeral Musik fur Jenny Marchoff” to wynik sesji nagraniowej, która miała miejsce ponad piętnaście lat temu, a która utrwalona została w dość niezwykłych okolicznościach, po stracie bliskiej osoby, jaką bez wątpienia była babka Marka - Jenny. Cały wachlarz emocji, od nostalgii, poprzez chwile zwątpienia, rozpaczy, po momenty nadziei – to wszystko można odnaleźć w tej muzyce. Jednak nie sam temat jest najistotniejszy dla słuchacza, ważna jest dla niego przede wszystkim warstwa dźwiękowa; a ta oparta została na brzmieniach analogowych syntezatorów, generatorów i taśm, po jakie chętnie sięgają dzisiaj twórcy wielu projektów ze sceny eksperymentalnej. Album powstał niemalże w ekspresowym tempie, zaledwie w ciągu kilkunastu godzin zarejestrowano wiele nagrań, z których wyłonił się spójny materiał, łącznie 8 kompozycji, blisko 60 minut muzyki, którą ciężko jednoznacznie zdefiniować. Przez wiele lat przeleżał on w szufladzie, aby doczekać się pierwszej publikacji na CD właśnie teraz. Aby w pełni oddać ducha tej sesji, materiał z rozmysłem nie został podany żadnej obróbce dźwiękowej. Dzięki temu mamy okazję posłuchać „Funeral Musik fur Jenny Marchoff” w takim kształcie, w jakim powstał kilkanaście lat temu. Efekt tym bardziej ciekawy….
Album wydany w ekopacku, w ścisłym limicie 300 szt.
Słabe, nudne i nieciekawe. Te analogowe pierdnięcia to kwestia minuty na syntezatorze. Do tego gotowe arpegio w 27th street, jako preset z pewnego syntezatora wtyczkowego, udowadnia lenistwo i lekceważenie potencjalnego słuchacza przez artystę. Ale plusy są też. Można się zatopić w albumie i zapomnieć o świecie.