Teren, na który wstępujemy, posługując się językiem komponowanego dźwięku, często przesłaniają nam uproszczenia, pozycjonujące przekaz artysty w kontekście pewnej abstrakcyjnej przestrzeni. Zdaje nam się, że wiemy, z jakiego rodzaju utworem obcujemy, ponieważ wiemy, dokąd przyszliśmy.
Dlaczego jednak mamy z łatwością łykać to, że dany utwór określany jest jako bardziej muzyczny niż performerski (bądź na odwrót)? Właściwie to czemu nie traktować dyrygenta jako aktora? Wykonawców jako nadawców określonego komunikatu? Koncertu jako performansu, agitacji, potencjalnej rewolucji, lub jeszcze gorzej – nic nieznaczącego wygłupu? Chcemy, by w niniejszym numerze teksty przyjęły jedną z dwóch perspektyw, być może sprzecznych, lecz z pewnością kluczowych, gdy mowa o geście, intencji czy przekazie dzieła.
Po pierwsze, po prostu teatralność – sceniczny aspekt wykonywania muzyki – i nie mamy tu na myśli opery czy teatru muzycznego – interesujące wydaje nam się to, co rozgrywa się podczas wydarzenia przynajmniej przewidywanego jako wykonanie utworu muzycznego. Potraktować doświadczenie muzyczne jako ugruntowane w scenie, nią podbudowane. Niekoniecznie odwołując się przy tym do ustalonych form i konwencji – można wykorzystać tę okazję do zastanowienia się nad bardziej podstawowymi i pozaczasowymi kwestiami: cielesnością i tożsamością, sposobami ich kontrolowania, budowania, przekształcania, także w kontekście nowych mediów i internetu. Czy w dzisiejszej muzyce – owładniętej teatrem – jest jeszcze miejsce na rytuał? Rytuał, w przeciwieństwie do teatru – pisze Victor Turner – nie wprowadza rozróżnienia na widownię i wykonawców, zamiast starego podziału mamy tu do czynienia z grupą ludzi podzielających te same poglądy, wierzenia... Może nawet wspólne upodobania estetyczne?
Po drugie, zawiłości performatyki – koncepcje związane ze specyfiką języka muzycznego i jego poszczególnych wy....... więcej