"Ypsilon Project" is a well-produced, multilayered album, which contains `many happy returns` to legendary electronic moods as well as some surprising arrangements and new formal ideas. The journey begins somewhat in the mood of a radio-program á la "Radioactivity" by Kraftwerk, then the music has something to it which reminds the Listener of Double Fantasy, JMJ or Tangerine Dream`s film music. Still, the most important ingredience here is a vey specific, atmospheric mood, as if taken out of some electronic dream vault. This `organic cleanness` one may very well associate with empty cosmic space as well as with familiar earthly landscapes. The journey begins somewhat in the mood of a radio-program á la "Radioactivity" by Kraftwerk, soon there appear optimistic notes played on a slightly distorted guitar (or conjured up from a synthesizer?), and, after a while, some boiling chord-clouds fade out and the Listener is home alone with a mere ostinato in a slow pace, which marks the beginning of track two. Are we just taking a long walk through a japanese garden-labyrinth, are these slowly falling white spots snowflakes or tiny flowers? This quiet impression definitely has something to it which reminds me of the music presented by Double Fantasy (today: Food 4 Fantasy) on their album "Universal Avenue"; the same organic cleanness, which one may associate with empty cosmic space as well as with familiar earthly landscapes. This piece of music is 12 minutes of a solid lounge-trip into the exotic Unknown. Track three is quite a contrast to its predecessor: you immediately hear neonlights, city lights, vehicle lights and neverending car-loops. Welcome to the most modern city at steelgray dawn or in the navyblue evening... In track four, it sounds like Harald Grosskopf or the Kraftwerk-musicians from the "Tour de France Soundtracks"-era were invited to the session - this is what one should call "aerodynamic music". We are here just a step away not only from sequential electron....... more
"Ypsilon Project" to świetnie wyprodukowany wielowarstwowy album, na którym tyle samo miłych odniesień do legendarnych patentów el-muzycznych, ile aranżacyjnych i formalnych zaskoczeń. Album rozpoczyna się niczym audycja radiowa rodem z albumu "Radioaktivität" Kraftwerk, pojawią się tutaj elementy kojarzące się z muzyką JMJ, Double Fantasy albo "filmowego" Tangerine Dream lat osiemdziesiątych, niemniej jednak najważniejszy dla tej płyty jest specyficzny nastrój niczym prosto z nietypowego snu o muzyce elektronicznej. Sporo tutaj kombinowania pomiędzy stylami, aranżacje są świeże i swobodne; tak samo splata się tutaj organiczność i sterylność, tyle samo tutaj skojarzeń z przestrzenią kosmiczną co z ziemskimi krajobrazami.Album rozpoczyna się niczym audycja radiowa rodem z albumu "Radioaktivität" Kraftwerk, wkrótce na scenie pojawiają się durowe, optymistyczne dźwięki lekko przesterowanej gitary (lub też tak brzmiącego syntezatora), niebawem w wyciszenie odejdą kipiące akordowe odmęty i Słuchacz pozostanie sam na sam z ostinatem w wolnym tempie, wyznaczającym początek drugiego utworu. Trudno oprzeć się wrażeniu, iż właśnie spacerujemy wyludnioną japońską pergolą, w niekończącym się labiryncie nie wiadomo, czy to płatki śniegu czy kwiatów co jakiś czas przesłaniają pole widzenia. Ta impresja ma coś z ducha muzyki wypełniającej album "Universal Avenue" Double Fantasy (dziś: Food 4 Fantasy), tak samo splata się tutaj organiczność i sterylność, tyle samo tutaj skojarzeń z przestrzenią kosmiczną co z ziemskimi krajobrazami. Tem utwór to 12 minut solidnego lounge-trip w lekko egzotyczne Nieznane. Utwór trzeci stanowi spory kontrast do poprzedniej kompozycji, jako że dosłownie słychać tutaj migające neony, szybko zmieniające się sygnały ulicznych sygnalizatorów świetlnych i niezakłócony, dynamiczny ruch czteropasmowymi jezdniami - obraz nowoczesnego miasta o stalowoszarym świcie lub granatowym wieczorem. Pewne skojarzenia z nowszą muzyką Haralda Grosskopfa - ale też wspomnie....... more